Instynkt, zaszczepiony
gdy był małym dzieckiem, krzyczał, by zabić podejrzanych mężczyzn, jak
to robił kiedyś, gdy coś poszło nie po jego myśli. Przypomniał mu się
pierwszy nocny spacer z Zetharem, podczas którego zostali zauważeni
przez przypadkowego przechodnia. Ta osoba najwyraźniej bała się
nieludzi, bo zaczęła krzyczeć na widok chłopca o wiśniowych włosach,
skaczącego po balkonach. Wtedy młody koturin odruchowo zareagował na
impuls strachu bycia przyłapanym i w ułamku sekundy znalazł się za
osobą, a następnie ją zamordował. Nigdy nie zapomni tego, jak brunet go
wtedy ochrzanił. Dostał opieprz z góry na dół. Od tamtej chwili zaczął
dostrzegać w czym innym zabawę. Przyśpieszone bicie serca, adrenalina i
niepewność, czy zostanie złapany, dodać do tego skradanie i w razie
czego ucieczkę przez miasto, to wszystko sprawiało, że teraz miał
szeroki uśmiech na ustach.
— Przesłyszało ci się — rzekł w końcu drugi mężczyzna po chwili nasłuchiwania. — Może słyszałeś jakiegoś kota.
— Może... — Obaj wrócili do swoich zajęć.
Shea powstrzymał się,
aby nie wybuchnąć śmiechem. Doskonale się bawił. Odczekał aż dwie osoby
odejdą i wychylił głowę zza szczytu dachu.
Postacie zniknęły za
rogiem. Chłopak podciągnął się na rękach i przykucnął, trzymając się
dachu. Wytężył wzrok i w odbiciu okien zauważył dalszą wędrówkę
podejrzanych ludzi. Cicho przemieszczał się po dachówkach, tym razem
ostrożnie, ale jednoczenie nie tracąc mężczyzn z oczu i zachowując
odległość.
Nagle dostrzegł, że cele
zatrzymały się w ślepej uliczce. Zainteresowany przypatrywał się z
uśmiechem. Jego oczy otworzyły się szerzej, gdy zobaczył zrobili.
Mianowicie weszli do zaułku i podeszli do ściany przy samym końcu. Jedna
z nich wyjęła z kieszeni marynarki stary, mosiężny klucz. Mężczyzna
przytknął go do ściany i obrysował jeden z kamieni. Wtedy od klucza
poszła lekka smuga żółtego światła, która narysowała drzwi. Dwaj
przestępcy weszli do środka i przejście znów wyglądało jak brukowany
mur.
Gdy osoby zniknęły Shea
wstał i podekscytowany szybko udał się do domu. Wskoczył przez okno do
ciemnego pokoju. Dzięki kocim genom wszytko wyraźnie widział, chociaż w
wyblakłych barwach. Wokół słyszał tylko spokojny oddech bruneta.
Podszedł do kanapy, na której spał.
— Zethar, obudź się! — rzekł z entuzjazmem nad jego głową, lecz nic mu nie odpowiedział.
Chłopak się skrzywił. Zastanowił się chwilę, po czym wpadł na pomysł. Zaczął udawać spanikowanego. — Zethar, przyszedł poborca podatkowy! Dowiedzieli się, że tu mieszkamy i musisz im zapłacić za wszystkie lata!
— CO? — Zerwał się brunet.
Shea zaczął się śmiać.
Rozbawiła go przerażona, zaspana twarz człowieka. Ten po chwili zaczął
kontaktować i analizować, co się przed chwilą stało. Uświadomiwszy
sobie, że to tylko pretekst do pobudki, westchnął zirytowany.
— Czemu mnie obudziłeś?
— Daj spokój, gdybym nie miał ważnego powodu, to bym nie ryzykował — odparł z uśmiechem. Zethar uniósł pytająco brew.
Shea opowiedział mu wszystko co zobaczył.
— Co? — niemal
wykrzyknął podekscytowany brunet, zrywając się z kanapy. — Magiczne
drzwi? — kontynuował ubierając się. — Skoro użyli magicznego
przedmiotu, to bardzo prawdopodobne, że mają w swoich szeregach maga.
Jeszcze nigdy żadnego nie spotkałem! W końcu podobno wyginęli — zaczął
nawijać. Shei zrzedła mina. Zapomniał, że ma do czynienia z kolesiem,
który ma bzika na punkcie nadnaturalnych rzeczy. W ogóle nie przejął się
losem dwójki porwanych.
— Ale ty jesteś okrutny... — westchnął pod nosem koturin. Brunet go nie usłyszał. Założył buty i płaszcz.
— To gdzie to miejsce? —
zapytał, biorąc z szuflady około dwudziestocentymetrowe, stalowe
szpilki, ostre po obu końcach, które schował w specjalne miejsca w
wewnętrznej części okrycia.
Shea się uśmiechnął. Chyba dziś będzie mógł się pobawić.
Ivar powoli otworzył
oczy. Wampir rozejrzał się zdezorientowany. Był zamknięty w stalowej
klatce. Nogi i całe ręce drażnił złoty łańcuch. Blondyn się skrzywił.
Szarpnął dłonią, co spowodowało szelest, po czym stwierdził, że był to
zły pomysł, ponieważ cała jego siła została pochłonięta przez metal.
Osłabiony upadłby na podłogę, gdyby nie trzymające go kajdany. Tak to
wisiał wyczerpany z głową skierowaną do dołu. Ivar przeklął w głowie.
Wiedział, że sytuacja nie jest zbyt ciekawa.
Nagle usłyszał ciche
chrapanie. Nie dowierzając obrócił głowę w jego kierunku. Ręce by mu
opadły (gdyby tylko mogły). Metr od niego, w drugiej klatce, trzymając
się na srebrnych łańcuchach zwisał jego przyjaciel, który najzwyczajniej
w świecie sobie spał. Ivarowi drgnęła brew z irytacji, gdy patrzył na
rozluźnionego wilkołaka.
— Yakov, obudź się,
idioto! — powiedział cicho wampir. Nie wiedział, gdzie byli, więc wolał
zachowywać się niezauważalnie, lecz musiał jakoś sprawić, aby jego
kolega się ocknął.
— Zrób mi stek... — wybełkotał przez sen białowłosy.
— A co ja? Twoja matka
jestem??? — wysyczał Ivar najgłośniej jak mógł. Nie rozumiał, jak można
spać w tej chwili. — Yakov, do cholery! — Już chciał kopnąć lub szarpnąć
łańcuchami, aby zbudzic go hałasująć, złoto jednak odebrało mu całą
siłę. Znów wisiał bezwładnie, ciężko oddychając. — Szlag by to... —
rzekł do siebie wkurzony.
Ten metal silnie
oddziaływał na wampiry. W małych ilościach hamował ich niektóre cechy,
przez co gdy podpisano pokój między rasami jeden z warunków mówił, że te
stworzenia muszą nosić przynajmniej jeden element z czystego złota.
Miało to zagwarantować, że wampiry nie wpadną w niekontrolowany szał, co
mogłoby wywołać wielką panikę wśród ludzi i spowodować wiele ofiar.
Jednak większa ilość złota powoduje dodatkowo kradzież energii, co
prowadzi do silnego osłabienia, a w skrajnych przypadkach śmierci.
Nagle Ivar usłyszał
jakieś wrzaski, dobiegające zza drzwi po prawej stronie. Z tego co
zauważył przez na wpół przymknięte powieki, to były jedyne drzwi w
podziemnej, kamiennej piwnicy, oświetlonej dwoma pochodniami i
zawierającej inne klatki, tylko że puste.
— Nie!!! — rozległ się krzyk, a sekundę później dławienie się i upadek. Coś walnęło w drewniane wejście. Nastała cisza.
Ivar nie ukrywał, że był
lekko przestraszony. W końcu za drzwiami ktoś kogoś męczył, a on był
uwięziony, bez sił i kompletnie bezbronny. Przeklinał na to, że Yakov
spał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz