piątek, 4 maja 2018

Rozdział 5

Od przygarnięcia chłopca przez mężczyznę minęło parę dni. Z zapomnianego strychu jednej z kamienic dało się słyszeć jakieś hałasy.

— Odejdź ode mnie! — najeżył się Shea, zapędzony w kąt.

— Oj, daj spokój —westchnął coraz bardziej rozdrażniony Zethar. — To tylko buty!

— Nie będę miał tego czegoś na stopach! — krzyknął i wyminął próbującego go złapać mężczyznę.

— Shea! Do jasnej cholery! Zakładaj je, jak normalna osoba!

— NIE! — znów zrobił unik. — Nie jestem normalny i bardzo dobrze o tym wiesz! I, kurwa, nie mam zamiaru tego nosić!

— Nie przeklinaj — powiedział stanowczo brunet. Stanął na środku pokoju i oparł się o stolik, w drugiej ręce trzymając buty. Westchnął na widok jeżącego się pod ścianą koturina. — Możesz mi chociaż powiedzieć, czemu nie chcesz ich założyć?

— Bo wtedy czuję, jakbym miał zabrany jeden ze zmysłów. Nie czuję bezpośrednio podłoża i ogranicza mi to swobodne poruszanie — powiedział zły.

Zetharowi ręce opadły. Czy ten chłopak całe życie był boso, czy jak?

— Wiesz, że będziesz się bardzo wyróżniał? Jakby twoje włosy nie były już problemem...

— Odczep się od moich włosów!!! — krzyknął podirytowany i pobiegł na drugi koniec pokoju, wymijając stół i wskoczył na parapet, z którego zaczepił ręce o dach, podciągnął się i uciekł.

— SHEA!!! — wrzasnął za nim wkurzony Zethar. Ten jednak nie odpowiedział.

Brunet opadł na krzesło, zmęczony sprzeczką. Rzucił buty na stary, prosty, drewniany stół i wyjął papierosa. Gdy zrobił wydech z ust wydobył się dym.

Co go podkusiło, aby wziąć chłopaka ze sobą? Jeszcze nigdy nie czuł tyle emocji w tak krótkim czasie.

Znów westchnął, wydychając kolejną szarą chmurę. Oparł łokieć na stole i położył na dłoni głowę, trzymając w drugiej ręce palącą się rurkę. Popatrzył się zirytowany na rzeczy, które postawił. Fakt, do najcieńszych i najbardziej elastycznych one nie należały, ale to były jedyne, które znalazł w odpowiednim rozmiarze. Znów zaciągnął się nikotyną. Skrzywił się na myśl o nadchodzących wydatkach.

Nagle poczuł jak go coś uderzyło z tyłu głowy. Odwrócił się i podniósł zwiniętą kulkę papieru, która najprawdopodobniej wpadła przez otwarte okno, jednak po chłopcu nie było śladu.

Zethar rozwinął świstek na którym krzywym pismem było napisane:

"Możesz przestać smrodzić fajkami? To strasznie drażni mój nos."

Brunet ścisnął wiadomość w pięści.

—  Ten dzieciak... — wycedził wkurzony.




Tego samego wieczoru, w małym mieszkaniu było cicho. To miejsce nie było duże. Mała łazienka miała nachylony, stary dach, tylko podstawowe rzeczy, czyli niezbyt duży prysznic, małą umywalkę, nad którą było brudne i lekko połamane lustro, oraz toaleta. Podłoga była ze starych desek, które często skrzypiały, a brodzik z zimnych, szarych kamieni, obrobionych w kostkę.

Poza łazienką był tylko jeden pokój. Po otwarciu drzwi  wejściowych, po lewej stronie, w kącie znajdował się palnik oraz blat kuchenny. Tylko tam ściana była obklejona częściowo stłuczonymi kafelkami. Po prawej stronie od wejścia, za drzwiami znajdowała się mała komoda, a obok niej stara szafa. Po między pseudo - kuchnią a drzwiami od łazienki były dwa, zakurzone, rozkładane fotele. Na środku był kwadratowy stolik zrobiony z desek, które pod wpływem lat wyblakły. Przy nim stały trzy krzesła. Na wprost od drzwi było jedno, duże okno z parapetem, a obok niego, przy prawym kącie, proste łóżko, sąsiadujące z krzesłem bez oparcia, pełniącego funkcję stolika nocnego. W lewy górnym rogu znajdowały się cztery regały, w całości zapełnione książkami, zajmujące miejsce od okna, aż do łazienki, tworząc kąt. Naprzeciwko drzwi do tego pomieszczenia, przy ścianie, stała ciemno - zielona kanapa, wraz z małymi komódkami.

Ściany były drewniane, z częściowo wystającymi deskami, podobnie jak podłoga. Sufit był nachylony od prawej strony, z grubymi belkami, podtrzymującymi konstrukcję domu.

Nikt z mieszkańców kamienicy nie zapuszczał się na wyższe piętra. Większość nie miała po co, a inni zapomnieli, że strych w ogóle istnieje.

Słońce już zaszło i jedyne światło dawała jeden żyrandol oraz parę lamp naftowych.

W łazience woda przestała płynąć. Shea wyszedł z tamtego pokoju. Miał na sobie tylko związane, za duże, krótkie spodenki. Zobaczył, że koszula przeznaczona dla niego do spania leży na łóżku, czyli po drugiej stronie pokoju. Spojrzał na Zethara,który siedział tyłem do niego przy stole i czytał książkę. Koturin przypatrzył się co takiego człowiek czyta. Przekręcił głowę by zobaczyć napis "Mityczne rasy". Oczy mu się szerzej otworzyły.

Chłopak jeszcze raz spojrzał na koszulkę i zaczął iść w kierunku łóżka w taki sposób, aby ciągle być przodem do mężczyzny. Plecy ciągle miał zwrócone ku ścianie. Zethar nie zareagował na dziwne zachowanie chłopca, który dotarł do celu i szybko założył białą, lekko za dużą koszulę. Poczuł, że zrobiła się lekko wilgotna po spotkaniu z mokrym włosami.

—  Shea — zaczął spokojnie brunet, nadal nie odrywając wzroku od książki. Chłopca przeszedł dreszcz niepokoju. "Zachowuj się naturalnie" pomyślał.

—  Tak? — odpowiedział, jednak jego głos lekko zadrżał, na co przeklął w myślach. Odwrócił się ku mężczyźnie, który nie podnosił wzroku znad lektury.

—  Nie musisz się wstydzić tych blizn na plecach. — Przekręcił stronę.

Shea kiwnął lekko głową i z krzywym uśmiechem w duchu dziękował, że to o to chodziło. Podszedł do regału w kącie i zaczął przeglądać kolekcję książek.

—  A tak w ogóle... — kontynuował Zethar. — To gdzie masz ten punkt? — Zamknął książkę i przeniósł pełne powagi oczy na chłopca.

Przez umysł Shei przeleciał długi i barwny łańcuch przekleństw. Przełknął głośno ślinę. Spojrzał się na bruneta, lecz gdy natknął się na jego wzrok szybko swój odwrócił.

—  J... Jaki punkt? — zapytał z wahaniem. Nie rozumiał czemu nie potrafił okłamać mężczyzny. Był wyszkolonym zabójcą, wciskał najróżniejsze bajeczki, które wszyscy brali za prawdę i świetnie grał już tysiące razy. Dlaczego akurat teraz stracił tę umiejętność? Dlaczego nie mógł tego zrobić?!
Zethar podparł się na ręce, leżącej na stole.

—  Przecież widzę, że kłamiesz — rzekł spokojnie i to właśnie ten spokój stresował koturina. — Shea, jeśli mamy sobie zaufać, to musisz mi w tym pomóc. — "Tak gadam, a sam wziąłem go do swojego domu, nic o nim nie wiedząc" skarcił siebie w myślach. — To? — drążył dalej.

Chłopak  nadal nie patrzył na mężczyznę. Wstydził się, że on, wyszkolony były członek mrocznej gildii, ma jeden słaby punkt i to z powodu rasy, jakiej się urodził.

—  P... — wybełkotał niezrozumiale, lustrując podłogę.
 
—  Co?

—  Plecy! — powiedział głośniej podirytowany. — Już? Zadowolony?

— Spoko  — rzekł bezemocjonalnie Zethar i wrócił do lektury.

Shea poczuł jakby coś na niego spadło. Kompletnie nie spodziewał się takiej reakcji. Naprawdę? Zwykłe "spoko" ? Myślał, że temat będzie bardziej drążony, a brunet jak gdyby nigdy nic olał go i czytał dalej. Kompletnie nie rozumiał jego toku myślenia. Odwrócił się w stronę regału i zaczął przeglądać tytuły. Większość wskazywała na to, że książki zawierały informacje o różnych "nieludzkich" rzeczach, w tym wiele na temat wszelakich ras. Mina chłopca zrzedła. Ten koleś chyba na prawdę nie miał nic lepszego do roboty. Dolna półka była zapełniona paroma powieściami, a reszta to książki naukowe.

W rogu na przedostatniej półce chłopiec zobaczył mały, czarny notatnik. Ewidentnie odstawał od reszty. Zainteresowany wziął go i otworzył na losowej stronie. Zethar kątem oka zauważył, co koturin wziął. Westchnął i wstał z zamiarem odłożenia książki.

—  Co to za wiązania chemiczne? Hemoglobina?

—  O — rzekł zaskoczony brunet. — Czyli znasz się na chemii?

—  Bardziej na truciznach i ich specjalnych właściwościach.

—  A leczenie? Odtrutki?

Shea troszeczkę się skrzywił.

—  Z tym to trochę gorzej.

Mężczyzna wziął notatnik z rąk koturina i odłożył na wyższą półkę.

—  To co to było? — dopytywał się wiśniowo-włosy.

—  Nieudane próby odnalezienia przyczyny mojej nieśmiertelności.

Chłopca zatkało. Zupełnie zapomniał, że zabił bruneta, a mimo to ten nadal przed nim stoi.

—  Nie mów, że się nie domyślałeś — zapytał Zethar z lekkim rozbawieniem.

—  O... Oczywiście, że wiedziałem — rzekł pewny siebie.

—  Jasne, już ci wierzę. — Potargał jego włosy i zaczął iść w kierunku kanapy.

Shei przez tę chwilę przemknął przez myśl jakiś obraz. A może mu się zdawało? Spojrzał się na plecy odchodzącego człowieka.

—  Czyli nic na ciebie nie działa? — zapytał po chwili.

—  Nic. Zawsze jakoś dosłownie składam się w całość — mówił brunet kładąc się i przykrywając kocem.

—  I kompletnie nie wiesz dlaczego?

Zethar westchnął zmęczony.

—  Shea, idź już spać. Kiedy indziej o tym porozmawiamy. Dobranoc i nie zapomnij zgasić światła.

Koturin nic nie odpowiedział. Poczuł się trochę spławiony. Zrobił to, o co go proszono i położył się a łóżku. Nie musiał długo czekać na sen.
_________________________________________
Yaaaz... Ten okres zakończony! W następnym rozdziale już będzie bardziej "teraźniejsza" akcja. Mam nadzieję, że się zobaczymy!
Do następnego!
/~SayoX

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rozdział 17

Właściciel gospody otworzył szerzej oczy. Zbladł i zaniemówił. Musiał się oprzeć o blat, bo poczuł jakby cały grunt usunął mu się spod nó...