— Chcę ją zobaczyć! — zażądał młody chłopiec. — Pozwólcie mi spotkać się z moją siostrą!
Shea ciskał piorunami z nienaturalnie jarzących się żółtych oczu w większego mężczyznę. Ten tylko się uśmiechnął.
— Wykorzystałeś swoją wizytę tydzień temu. — Stał z zaplecionymi rękami, zasłaniając ciałem drewniane drzwi.
W kamiennym korytarzu
znajdowali się tylko oni. Światło dawały tylko małe okna przy suficie.
Widok z nich rozchodził się na bruk ulicy, na której o tej godzinie był
duży ruch.
Mały koturin ścisnął
ręce w pięści. Nie widział swojej młodszej siostry od kilku dni, a była
ona jego jedyną rodziną. Tylko z jej powodu robił to, co ci ludzie mu
kazali. Chciał znów zobaczyć jej słaby, a mino tego ciepły uśmiech,
dzięki któremu jeszcze nie zwariował.
Mężczyzna zadarł lekko głowę, by spojrzeć na chłopca z góry.
— Chyba nie chcesz, aby coś się jej stało, prawda? — rzekł z wyższością i ohydnym uśmiechem.
Shea zacisnął oczy i
jeszcze bardziej ręce. Po chwili rozluźnił uścisk i zrobił wydech.
Wkurzony bez słowa odwrócił się w kierunku wyjścia.
— Grzeczny kotek — usłyszał paskudny i rozbawiony głos.
Chłopak trzasnął
drzwiami i rozległo się echo. Nie myśląc wypełniony negatywnymi
uczuciami walnął z całej siły w ścianę na przeciwko. Po uderzeniu
pojawiło się wgniecenie, a resztki kamieni spadały na ziemię. Koturin
oddychał ciężko, starając się uspokoić. Czuł krew na dłoni, jednak
kompletnie to zignorował i schował ręce do kieszeni swojego czarnego
płaszcza. Szybkim i pewnym siebie krokiem szedł siecią ciemnych
korytarzy. Stwierdził, że musi w jakiś sposób rozładować złość, a na
pewno wyjść stąd, bo już miał dość tego miejsca.
Zethar szedł przez las.
Co jakiś czas brał głęboki oddech, delektując się pięknem dnia.
Promienie słońca przedostawały się przez drzewa, tworząc jasne smugi na
ścieżce. Wiał lekki wiatr, powodując naokoło szum liści.
Mężczyzna trzymał
płaszcz zwinięty w kłębek. Dziś nie było zimno, więc za okrycie służyła
mu zwiewna koszula i czarne spodnie. Na szczęście nie było także zbyt
wiele chmur, co sprawiało, że był to idealny dzień, aby zrobić pranie.
Doszedł ścieżką nad
rzekę. Nie była ona duża i miała raptem około dziesięciu metrów
szerokości, a głębokość sięgała do pasa. Słychać było jak delikatnie
woda uderzała o kamienie.
Zethar podwinął rękawy i
uklęknął przy brzegu rzeki. Zamoczył cały płaszcz i wyjął z kieszeni
spodni małe mydełko, po czym zaczął szorować zakrwawione miejsca.
Jego twarz wykrzywiła
się w grymas. Taki ładny dzień, a on musi czyścić ubranie. I to przez
tego dzieciaka. Westchnął. Swoją drogą, co się z nim stało?
Gdy wreszcie skończył, zadowolony powiesił mokry płaszcz na gałęzi pobliskiego drzewa, aby wysuszył się w słońcu.
Nagle usłyszał trzask gałązki i dźwięk zaskoczenia. Spojrzał w tamtym kierunku i ujrzał młodego zabójcę z ubiegłej nocy.
Shea stał nieruchomo.
Usta chłopca były otwarte, jednak nie mógł wykrztusić z siebie ani
słowa. Wpatrywał się przerażony i jednocześnie zszokowany w osobę,
stojącą jak gdyby nigdy nic przed nim.Nie mógł uwierzyć w to, co
widział. Był pewien, że to człowiek. Jego zmysły się nigdy nie myliły.
Więc jakim cudem ten mężczyzna żyje? Przecież sam mu przeciął gardło!
Nie myśląc długo odwrócił się i bardzo szybko pobiegł w głąb lasu. Jego
serce biło jak szalone.
— Czekaj! — Usłyszał za sobą, lecz nie miał zamiaru zwolnić, ani tym bardziej zawrócić.
Zethar skrzywił się i
podrapał się po tyle głowy. Wyobrażał sobie, co młody chłopiec mógł
pomyśleć i nie dziwił się, że był przerażony. To przecież jakby zobaczyć
żywego trupa.
Usiadł pod drzewem i
oparł się o pień, zamykając przy tym oczy. Nie miał zamiaru się tym
przejmować, bo był pewny, że jeszcze się spotkają.
Shea szedł zirytowany
przez labirynt kamiennych korytarzy. Była już noc i wybiła godzina
spotkania członków podziemnej organizacji, na której musiał być obecny.
Wtedy, co dwa dni, dostawał zlecenie, najczęściej w postaci zabójstwa.
Szczerze miał już dość patrzenia na te same, zadufane w sobie gęby
dorosłych.
— To co robimy z
ciałem? — Usłyszał nagle za zakrętem, w który miał skręcić. Szybko i
niezauważalnie przywarł plecami do ściany na rogu.
Chłód przeszedł po jego
ciele, kończąc się na bosych stopach, jednak to mu nie przeszkadzało.
Był do tego przyzwyczajony i zmiany temperatury zbytnio na niego nie
wpływały.
— Ciii! — uciszył go
drugi głos. — Nie tak głośno. Jeszcze kotek usłyszy. — Shea ściągnął
brwi. Wyczuł, że są tam tylko dwie osoby, ale o czym miał nie wiedzieć?
Jakie ciało? I czemu ci dwaj mężczyźni nie są na zebraniu?
— Daj spokój, jest już pewnie z spotkaniu.
— Ale gdyby się dowiedział, że jego siostra umarła, to mógłby już przestać dla nas pracować i stracilibyśmy klientów.
Shea zamarł. Oczy otworzyły się szeroko, a źrenice zmalały. Czuł jakby stracił grunt pod nogami, lecz mimo to stał nieruchomo.
Jak to jego siostra nie
żyje? Dlaczego? JAK? Jedyna osoba, która trzymała go przy zdrowych
zmysłach, jedyna osoba, dzięki której miał nadzieję, jedyna osoba, dla
której żył, właśnie zniknęła?...
Był w dużym szoku. Nie
mógł w to uwierzyć. To nie mogła być prawda. Jednak... nie widział jej
już jakiś czas, nie wiedział nawet jak się czuje. Do głowy przyszedł mu
ostatni widok jej twarzy. Blada, wycieńczona ciemnością i życiem w
zamknięciu cera, jasne, cienkie i ubrudzone włosy oraz ciepły, ale
jednocześnie słaby uśmiech, dodający otuchy oraz podkreślający
wychudzone kości policzkowe.
— Szkoda, bo ładna była — rzekł z udawanym żalem jeden z mężczyzn, po czym obaj zaczęli się śmiać.
Shea poczuł jak mu się
krew gotuje ze złości. Zacisnął zęby oraz ręce, wbijając ostre pazury w
skórę. Nie panując nad sobą, w mgnieniu oka skręcił za róg, złapał za
gardło pierwszego mężczyznę i dzięki sile zamachu przycisnął go do
ściany. Ten syknął z bólu po spotkaniu głowy z kamieniami. Nie
spodziewał się ataku, jednak automatycznie złapał duszącą go rękę. Jego
kolega też był zdezorientowany i nie wiedział co ma zrobić. Czy pomóc,
czy ukryć dowód śmierci dziewczynki, leżącej za nim.
Shea widział przerażenie
w oczach ofiary, spowodowane niemal świecącymi się, przepełnionymi
furią i dzikością tęczówkami. Mężczyzna pod ścianą chciał się uwolnić,
ale sparaliżował go strach. Widok młodego chłopca, ukazującego
nienaturalne kły, oraz jego przerażających, przepełnionych nienawiścią
oczu, u których nie było ani cienia zawahania, sprawił, że cała pewność
siebie prysła, niczym bańka mydlana. Powrócił na ziemię dopiero wtedy,
gdy ostre paznokcie na zaciskającej się na jego szyi ręce zaczęły
przebijać mu skórę.
— I... Idź zawiadomić
innych — wydusił z siebie, a widząc, że jego kolega nadal stoi
przestraszony i niewiedzący co ma zrobić, dodał głośniej — Idź już!
Druga osoba niepewnie w końcu ruszyła korytarzem za sobą.
Shea zachował resztki
świadomości, lecz kompletnie go nie obchodziło czy któraś z tych
szumowin zginie, czy nie. Jedyne czego chciał to wiedzieć, czy plotka,
którą usłyszał jest prawdziwa.
Słysząc bieg
uciekiniera, odruchowo odwrócił głowę i wtedy jego oczy trafiły na
worek, w którym było ciało. Tylko zimna twarz dziewczynki była
odsłonięta.
Czas na chwilę stanął.
Młody chłopiec nie mógł uwierzyć w to, co widział. Każda sekunda zdawała
się być godziną. Zszokowany puścił mężczyznę, który upadł na ziemię i
ciężko oddychał.
Dla Shei wszystko
zniknęło. Byli tylko on i jego siostrzyczka. Martwa. Otwarte z szoku
usta zaczęły drżeć, a jego ciało lekko trząść. Grawitacja jakby się
zwiększyła i jeden krok w stronę dziewczynki zdawał się zabierać mnóstwo
energii. Wpatrywał się przerażony i nie mógł wydusić z siebie ani
słowa. Trzymany tutaj od najmłodszych lat, żył i znosił katusze tylko
dla siostry, która leżała teraz przed nim. Nieżywa. To było dla niego
zbyt wiele.
Coś w nim pękło. Nagle
złapał się za głowę, która zaczęła intensywnie pulsować. Krzycząc padł
na kolana i się skulił, starając się uciec od nagłego cierpienia. W rytm
tętna czuł ból, jakby jego mózg miał zaraz eksplodować. Ponad to
napadło go ogromne kłucie w sercu.
Nie rozumiał co się
dzieje. Krzyczał, starając się, aby to wszystko zniknęło razem z
dźwiękiem. Poczuł, że coś zmienia się na jego ciele, ale nie był w
stanie myśleć, ani się na tym skupić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz