Nocny wiatr powiał,
poruszając końcówkami czekoladowych włosów. Zethar wziął głęboki wdech i
natychmiast się skrzywił czując drażniący nos dym z komina. Wstał i
podszedł na krawędź czerwonego dachu. Rozejrzał się podziwiając panoramę
nocnego miasta. Zauważył, że w pobliżu nikogo nie ma, skoczył na dół.
Przez ułamek sekundy miał rozmazany wzrok i czuł jak spada. W momencie zetknięcia stopy z chodnikiem, poczuł, że złamała mu się piszczel. Przeszedł go dreszcz i znieruchomiał na chwilę.
— Cholera — syknął z nagłego bólu. — Nie sądziłem, że skok z trzeciego piętra będzie tak boleć!
Nie minęło jednak kilka
sekund, a już poczuł jak kość wraca na swoje miejsce i zrasta się oraz
jak rozerwane tkanki na nowo się łączą. Po złamaniu nie było ani śladu.
Zethar ziewnął. Uznał to
za znak, że trzeba wracać do domu i się przespać. Szedł obok głównej,
oświetlonej ulicy, a jedyny dźwięk, jaki było słychać, to delikatny
stukot jego butów o kamienny chodnik. Ręką sięgnął do wewnętrznej
kieszeni płaszcza i wyjął jednego papierosa. W trakcie drogi próbował go
zapalić, ale zapalniczka odmówiła współpracy. W końcu po paru próbach
wskrzeszenia ognia, lekko podirytowany przystanął. Już miał zamiar dalej
zmagać się z metalowym pudełkiem, gdy nagle usłyszał krzyk przerażonego
mężczyzny.
— Nie! Nie zabijaj
mnie!!! — błagał mężczyzna. Zethar zaintrygowany schował papierosa i
szybko podszedł do małej, ciemnej i wąskiej uliczki między kamienicami, z
której słychać było głos.
Widok, który zastał nie
wywarł na nim jakiegoś wielkiego wrażenia, lecz musiał przyznać, że było
to interesujące. Ujrzał bowiem młodego chłopca, na oko dwunastolatka,
który zdecydowanie nie był człowiekiem. Pomimo cienia dało się dostrzec
niezwykły ciemno wiśniowyodcień jego krótkich włosów. Miał na sobie
lekko podarty, czarny płaszcz, bez rękawów i kaptura. Niemal świecące w
ciemności, żółte tęczówki patrzyły na swoją ofiarę, kulącą się pod
murem. Mężczyzna w podeszłym wieku nie był w stanie wydusić z siebie
żadnego słowa. Jego przerażone źrenice wpatrywały się w pozbawione uczuć
oczy. Nie należały one do słodkiego dziecka, o nie. To były oczy
zabójcy.
Chłopiec w błyskawicznym
tempie wyjął zza paska prosty, stalowy sztylet. W ułamku sekundy
pokonał kilka metrów dzielące go od celu i zatopił ostrze w miejsce
między obojczykami. Jedyne co się dało usłyszeć to dźwięk
nagłego rozlewu krwi oraz ostatni jęk mężczyzny, zmieszany z odgłosami
dławienia się cieczą.
Zethar schował ręce w kieszenie i gwizdnął.
— Nieźle... — prychnął bardziej do siebie.
Nastolatek natychmiast
odskoczył na bezpieczną odległość. Automatycznie ugiął nogi i lekko się
nachylił. Jedna z rąk trzymała skierowany do dołu sztylet, a druga była
przygotowana aby się obronić lub zaatakować.
Brązowowłosemu nie
umknał fakt, iż chłopiec miał średniej długości, ostro zakończone
pazury oraz lekko wydłużone pary kłów, których zwykli ludzie na pewno
nie posiadają. Na tle delikatnych, kobiecych rys, wyróżniały się duże
oczy, przepełnione nienawiścią i lekkim strachem, spowodowanym
przyłapaniem na popełnieniu zbrodni. Ale Zethar dostrzegł w nich coś
jeszcze.
Ból.
To są oczy, które nie raz widział w lustrze.
Mężczyzna lekko uniósł
ręce w geście obronnym. Nie spuszczając wzroku z osoby z naprzeciwka, od
razu wydedukował czym ona jest. Ta postawa, niczym u jeżącego się
zwierzęcia, ale jednocześnie szykującego się do skoku tygrysa, prawie
świecące w ciemności oczy oraz inne cechy były charakterystyczne nie dla
ludzi, którzy umieją zmieniać swoją formę, lecz dla półludzi, którzy
są uważani za wymarły gatunek. Ten chłopiec był w połowie człowiekiem i
kotem.
— Nie często spotyka się
młodego koturina — powiedział Zethar zwyczajnym, miłym tonem, nadal
utrzymując dłonie na wysokości ramion. Nie szukał zaczepki do bójki, ale
nigdy nie spotkał żadnego przedstawiciela kotowatych ludzi na żywo. Był
po prostu zainteresowany jego naturą. Intrygowały go także uczucia,
które skrywał młody chłopak... Może po prostu był ciekaw ich
pochodzenia?
Nie zdążył nawet zacząć
kolejnego zdania, gdy wiśniowo-włosy wyjął z pod płaszcza trzy noże i
rzucił nimi w przeciwnika. Zaskoczony mężczyzna zdążył się tylko lekko
skulić, mały koturin nie zamierzał dać chwili wytchnienia i w momencie
gdy ostrza opuściły jego dłoń, sam ruszył, aby zaatakować. W ułamku
sekundy znalazł się za brązowowłosym, który nie zdążył na nic
zareagować, bo był kompletnie zszokowany umiejętnościami chłopca, który
szybkim ruchem podciął mu gardło. Bezwładne i wykrwawiające się ciało
upadło na podłogę, tworząc na bruku czerwoną kałużę.
Młody nastolatek zaczął
uspokajać swój oddech i tętno, które podskoczyły pod wpływem adrenaliny.
Jako wyszkolony zabójca miał za zadanie wyeliminować wszystkie
nieprzewidziane sytuacje, które zdarzą się podczas misji. Zabicie tego
człowieka uważał za odruch. Wyjął z ciała trzy noże i, wytarłszy je o
skrawek płaszcza, razem ze sztyletem schował na miejsce. Odwrócił się w
głąb ciemnej oraz wąskiej uliczki i ruszył szybkim krokiem. Skoczył na
znajdujący się wyżej od niego parapet, a następnie przeskoczył na dach,
po którym zaczął biec do bazy.
— Nie myśl o tym, Shea
—syknął do siebie. — Może i ten facet nie wyglądał groźnie, ale wszystko
widział, więc musiał umrzeć. To jego wina. Nie trzeba było wtrącać się w
nie swoje sprawy. — Skakał z dachu na dach, dopóki nie dotarł do celu.
Po paru godzinach, gdy
młody chłopiec był już daleko, Zethar zamrugał ospale parę razy. Leżał
na plecach i powoli przypominał sobie, co się stało. Przekręcił
ostrożnie głowę i nagle zaatakowała go fala przeszywającego bólu
dobiegającego z siły. Spróbował usiąść, lecz natychmiast się skulił z
powodu przeraźliwego kłucia w okolicach brzucha. Znieruchomiał na chwilę
i poczekał parę sekund, aby wewnętrzne obrażenia skończyły się goić.
Osłabiony, lekko drżącą dłonią rozpiął koszulę i spojrzał jak czerwone
dziury, które najpierw zastępuje różowa tkanka, a następnie blada skóra.
Odetchnął z ulgą i położył głowę na ręce opartej na podkulonej nodze.
Wydawało mu się, że
minęły wieki nim ostatni raz tak się czuł. Od bardzo, bardzo dawna nikt
go, teoretycznie, nie zabił, ani nigdy nie stracił przytomności, na
skutek "śmierci", aż do teraz. I to z powodu kogo? Małego dzieciaka.
Uśmiechnął się na tyle, na ile siły mu pozwalały.
Nagle doznał szoku. Czy
on się właśnie uśmiechnął? Tak prawdziwie? Wiedział, że był
prawdopodobnie biały, jak ściana, czuł zaschniętą krew na brodzie i
szyi, ale mimo to uśmiechał się z ironii, jaka go spotkała. Właśnie
został "zabity" przez jakiegoś chłopca. Teraz jeszcze bardziej
zainteresował się jego osobą.
Nagle poczuł jak coś
przebija jego krtań od środka. Padł na kolana i zaczął intensywnie
kaszleć. Coś spowodowało, że zaczął się dławić pojawiającym się płynem. Z
jego ust z każdym odkrztuszeniem wypływała krew. W końcu usłyszał
brzdęk metalu obijającego się o kamienie. Schylił głowę z ulgi, że
nareszcie może wziąć oddech. Czuł, że miał mokre oczy. Ostatnimi siłami
usiadł po turecku. Jego oddech był ciężki oraz nieregularny i dopiero po
paru minutach bycia w tej pozycji zaczął nabierać powietrza normalnie, a
skóra zaczęła odzyskiwać swój naturalny kolor.
Nie ukrywał, iż było to bardzo irytujące, że ktoś zdołał go doprowadzić do takiego stanu.
— Co za dzieciak... —
rzekł słabo z niedowierzaniem, masując obolałą krtań. — Bezbłędnie
trafił nożami w punkty witalne... Ale z tym gardłem to już przesadził —
dodał niezadowolony.
Wstał i sięgnął ręką po
rzecz, która utrudniła mu oddychanie. Okazało się, że był to odłamek
ostrza, które trafiło go w brzuch. Kącik ust poszedł mu w górę. Schował
odłamek do wewnętrznej kieszeni okrycia i odwrócił się w kierunku
oświetlonej, głównej ulicy, po której rozchodził się dźwięk zegara,
informujący, że jest godzina czwarta.
Gdy Zethar wyszedł z
cienia, dopiero teraz zobaczył jak bardzo brudne ma ubrania. Załamał
się, że będzie musiał wyrzucić podartą koszulę. Spojrzał jednak na
ciemnozielony, uplamiony płaszcz i westchnął zmęczony.
— Będę musiał zrobić pranie...
_________________________________________
Te początki są no...
"mroczne", ale chodziło mi o ukazanie bolesnej przeszłości bohaterów,
dlatego może sprawiać to wrażenie dark fantasy jeszcze w następnych rozdziałach, jednak nie planuję całej
powieści utrzymać w takim klimacie ;) Są to głównie wspomnienia, nadal
wstęp, aby przybliżyć obraz każdego z bohaterów i jak się poznali.
/~Sayox
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz