piątek, 4 maja 2018

Rozdział 10

Znalazł się na piaszczystej ścieżce. Tutaj trawa była bordowa. Ponad ciemnymi drzewami było czerwono - pomarańczowe niebo, po którym snuły się szare chmury. Na sobie miał tylko podartą koszulę, a na rękach i nogach liczne rany. 

Kompletnie nic nie pamiętał. Nie wiedział gdzie jest, ani kim był. Po prostu szedł przed siebie zafascynowany nieznanymi rzeczami.

Niedaleko tamtego miejsca, przy stole, w ogrodzie wielkiej rezydencji, siedziała osoba. 
 
Nagle wyczuła czyjąś obecność z kierunku głębokiego lasu. Zmarszczyła brwi nie dowierzając.

— To niemożliwe...  wyszeptała i zniknęła wśród płomieni. 

Nagle koło bruneta buchnął ogień. Zanim zniknął wyłonił się z niego wysoki chłopak o bladej karnacji. Zdobiły go czerwone szaty, z żółto złotymi elementami. To, co przeraziło człowieka to całkowicie białe oczy, bez tęczówek i źrenic. Zamiast włosów miał długie języki ognia, mieniące się ciepłymi kolorami, które podkreślały długie szpiczaste uszy. 

— Nigdy nie widziałem tu człowieka — powiedziała do siebie zaciekawiona postać. Widząc strach mężczyzny postanowiła zmienić formę. W ułamek sekundy owinęły ją płomienie a po chwili w ich miejscu pojawił się chłopiec. Miał równo obcięte włosy, w kolorze jasnego blondu, zdobione rzemienną przepaską. Lśniące szaty zostały zastąpione skórzanymi, brązowymi spodniami, niebieską, lnianą bluzką oraz kamizelką ze skóry, którą okalała krótka do pasa biała peleryna, zapięta miedzianą klamrą.

Brunet nadal był w szoku. Nieznajomy wyglądał jak piętnastolatek. Na pierwszy rzut oka z delikatnym uśmiechem wyglądał niewinnie. Jednak gdy natrafiło się na szaro - brązowe oczy można było wyczuć, że nie ma się do czynienia ze zwyczajnym nastolatkiem.
 Jednak gdy natrafiło się na szaro - brązowe oczy można było wyczuć, że nie ma się do czynienia ze zwyczajnym nastolatkiem
Ivar i Yakov patrzyli się zszokowani na leżącego człowieka.

 Spokojnie, nic mu nie będzie. Podałem mu tylko nową truciznę  rzekł pewny siebie Shea, podchodząc do okna, które następnie otworzył.  Za chwilę powinien wstać, a jak to nastąpi, to wolę nie być w zasięgu jego wzroku.  Wskoczył na parapet.  Wrócę, gdy mu ciśnienie opadnie  rzucił z uśmiechem i wlazł na dach.

Goście nadal stali, nie wiedząc  co robić. W końcu odezwał się wilkołak:

 Co... się właśnie stało?

Nagle Zethar wziął gwałtowny oddech. Powoli usiadł z przyłożoną do głowy ręką. Mrużąc oczy rozejrzał się lekko, przypominając sobie, co się stało.

 SHEAAA!!!   wydarł się w kierunku okna. Wstał popierając się o stół i znowu rozmawiał palcami czoło. Przez chwilę nadal kręciło mu się w głowie i nie był wstanie złapać równowagi.

 Wszystko... w porządku?   zapytał z zawahaniem Ivar.

 Tak, tylko trochę mnie głowa boli  odparł brunet. Jednak jego myśli były gdzie indziej. Miał wrażenie, że gdy był nieprzytomny to coś mu się śniło. Nie mógł sobie przypomnieć co to było, lecz wydawało mu się, że było to coś ważnego.

Po paru sekundach czuł się dobrze. Opadł na krzesło i westchnął wkurzony.

 Nie znoszę, jak bez mojej wiedzy testuje na mnie swoje mieszanki. Oj, ostro mu się dostanie...  mówił pod nosem. Oparł głowę na ręce i spojrzał na dwóch nadnaturalnych.  Więc jak widać - jestem nieśmiertelny.

 No nieźle...  skomentował w końcu wampir.  A mogę znać powód, dlaczego taki jesteś?

 Wyniki eksperymentów. Chociaż dokładniej przyczyny to i ja nie znam.

Blondyn przysiadł się do stolika. 

 Ile tak naprawdę masz lat?

Zetharowi kąciki ust poszły lekko w górę.

 W tym roku kończę czterdzieści dziewięć.

 Wow   rzekł z zaskoczeniem wilkołak. —  Myślałem, że jesteśmy w podobnym wieku. Ja mam dwadzieścia jeden, a Ivar dwadzieścia dwa.
 
 Czyli najmłodszy jest ten gówniarz   rzekł brunet ze złośliwym uśmiechem.

Shei leżącemu na dachu drgnęła brew z irytacji. Wszystko doskonale słyszał przez otwarte okno.

 A więc, jaki jest powód waszego przybycia do miasta?  zaciekawił się Zethar. W tym czasie Yakov zaczął rozglądać się po pokoju.

 Szukamy informacji na temat tego, co, lub kto splądrował nasze wioski. Praktycznie odwiedzamy miasto za miastem, ale nic nie udało nam się ustalić   odpowiedział wampir.

 To faktycznie trudna sprawa.

 Mogę zobaczyć co jest w środku?   zapytał nagle wilkołak, wskazując na małą skrzynkę pod taboretem, robiącym za nocny stolik.

Zethar się uśmiechnął.

 Jasne.

 Nie!   krzyknął Shea, wpadając przez okno.   Nie waż się tego dotykać, kundlu!

Yakov zatrzymał się i odwrócił w stronę koturina.

 Czyżby mała kicia wysuwała pazurki?

 Lepsze pazurki, niż psia morda.

Ivar już chciał coś powiedzieć, lecz zauważył, że człowiek zaczął wstawać. Brunet stanął za nastolatkiem, który mierząc się wzrokiem z wilkołakiem, go nie zauważył.

 Sheeeaaa   przedłużył jego imię, ze sztucznie miłym uśmiechem i głosem, za którymi krył się jad.

 Kurwa...   wyszeptał chłopak, wzdrygając się na tak stonowany dźwięk własnego imienia. 

 Ja ci dam "kurwa", dzieciaku. Chcesz mi coś powiedzieć?   zapytał, mając kamienną twarz. Właśnie to oznaczało, że był bardzo wkurzony. Shea przełknął nerwowo ślinę, powoli się odwracając.

 Przepraszam?...   rzekł zestresowany, błądząc wzrokiem po wszystkim, tylko nie po rozmówcy.

W ułamku sekundy brunet powalił koturina na kolana i wykręcił mu ramię. Teraz trzymał go za palec i niewzruszony słuchał, jak nastolatek syczał z bólu przez ściśnięte zęby.

 Żeby mi to było ostatni raz, zrozumiałeś?   oznajmił mu nad uchem, po czym puścił.
— Żeby mi to było ostatni raz, zrozumiałeś? —  oznajmił mu nad uchem, po czym puścił
Parę dni później cała czwórka weszła do karczmy. Było południe, więc nie było dużego ruchu. Między stołami krzątała się kelnerka, która w chwili gdy usłyszała dzwonek, powiadamiający o otwarciu drzwi, spojrzała się na nowych klientów i jej kąciki ust się uniosły. Na jej widok Zethar również się uśmiechnął. Kiwnięciem głowy kobieta wskazała, by poszli za nią. Zaprowadziła ich do stolika na samym końcu.

Dziewczyna była młoda i wysoka. Długie do ramion, ciemne, proste włosy nie były zbyt gęste, jednak wraz z grzywką, zachodzącą lekko na brązowe oczy, dodawały jej charakteru.

 To co podać?  zapytała z cwanym uśmieszkiem.

 Dla nas to co zwykle, a wy co zamawiacie?  zapytał brunet.

 Dla mnie kawa, obojętnie jaka  rzekł wampir.

 Ja chcę coś mięsnego, może jakiś stek?  dodał Yakov.

Kelnerka zapisała zamówienia.

 Spokojnie, o tej porze nikogo tu nie ma. Nie musicie się tak ukrywać  powiedziała odchodząc.

Na te słowa trzech zdjęło kaptury, ukrywające nienaturalne kolory włosów.

Karczma była przytulna i całkowicie z drewna. Promienie słońca przechodziły przez lekko zabrudzone szyby, tworząc w powietrzu smugi światła. Wnętrze nie było bogato zdobione, ani nie miało żadnych specjalnych ozdób. Prostota tej karczmy sprawiała, że nie należała do najpopularniejszych. Przynajmniej nie w dzień.

 Kto to był?  spytał podejrzliwie Ivar

 To była Morgana. Parę razy natknęliśmy się na nią z Sheą, podczas nocnych spacerów. Dorabia sobie jako łowca nagród i jako jedna z nielicznych w tym mieście nie jest wrogo nastawiona do nieludzi.

Po chwili kelnerka wróciła, niosąc tacę. Postawiła przed wampirem kubek z kawą, przed Zetharem zupę, a nastolatkowi podała talerz, na którym była podsmażana ryba z frytkami.

 Zaraz doniosę ostatnie zamówienie.  Wróciła znów do kuchni. 

Gdy reszta zajęła się jedzeniem i piciem, Yakov siedział i patrzył się na danie koturina, siedzącego naprzeciwko.

 Daj mi spróbować  powiedział w końcu. Shea dziwnie się na niego spojrzał.

 Spadaj kundlu. To moje żarcie   wyrzucił z irytacją.

 Oj, co ci szkodzi oddać jedną frytkę?

 Spierdalaj!

 Shea   skarcił go brunet.

 Skoro tak bardzo ją chcesz.   Koturin wziął jedną umazaną sosem i rzucił w twarz wilkołaka. Ten wkurzony wytarł policzek i wstał, łapiąc chłopaka za koszulę.

 Ty mendo...   wysyczał. Nastolatkowi też wzrosło ciśnienie.

 Yakov, Shea, uspokójcie się!   zażądał szeptem Ivar, aby nie robić afery. Jednak ta dwójka nie miała zamiaru odpuścić.

Koturin odepchnął rękę i popchnął wilkołaka tak, że ten upadł na plecy. Zethar chciał interweniować, lecz z drugiej strony był ciekawy jak to się skończy. Wampir natomiast nie wiedział, w jaki sposób miałby przerwać toczącą się kłótnię. 

Yakov szybko wstał i pchnął lekko stolik, dosięgając Shei. Rozległ się dźwięk tłuczonych naczyń, a później szkła, gdy białowłosy przeciągnął przeciwnika przez stół i wyrzucił przez najbliższe okno. Zdziwieni klienci i pracownicy zaczęli wyglądać co się dzieje. Jedynie Morgana westchnęła zrezygnowana i ukryła się w środku. Nie miała zamiaru się w to mieszać.

__________________________________
Mam nadzieję, że się podoba! Chociaż jeśli w ogóle ktoś to czyta, to było by mi miło gdybyś czytelniku zostawił komentarz ze swoją opinią, bo jestem ciekawa, czy z tego, co pisze da się ogarnąć co kto mówi, lub czy wszystko jest logiczne ._.
~SayoX

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rozdział 17

Właściciel gospody otworzył szerzej oczy. Zbladł i zaniemówił. Musiał się oprzeć o blat, bo poczuł jakby cały grunt usunął mu się spod nó...