piątek, 4 maja 2018

Rozdział 12

Od dłuższego czasu panowała noc. W lesie jedyne dźwięki wydawały świerszcze oraz wiejący wiatr, niosący rześki zapach. Całkowity spokój zakłócały radosne okrzyki, niosące się z polany. Jeden z podróżników, który najwyraźniej był elfem, wesoło grał na flecie, drugi na gitarze. Co jakiś czas odezwało się tamburyno, trzymane przez biegającą boso kobietę. Wymachiwała rękami w rytm muzyki i skakała cała roześmiana wokół ogniska. Ivar i Zethar siedzieli obok i pijąc trunki śmiali się z dwoma nowo-poznanymi kolegami. Czuli się całkowicie rozluźnieni i świetnie się bawili.

Jedynie Yakov i Shea byli daleko z tyłu, przy lesie. Jeden opierał się o drzewo, a drugi siedział na kamieniu. Obaj byli zażenowani i patrzyli się z niedowierzaniem na dwójkę znajomych. Wilkołak doskonale wiedział, co Ivar potrafił robić po alkoholu. Nastolatek natomiast miał w pamięci fakt, że gdy Zethar jest pijany, to zachowuje się kompletnie nieprzewidywalnie. Spojrzeli na siebie zrezygnowani, lecz kiedy natrafili na swój wzrok, obrócili gwałtownie głowy w akcie nienawiści.
Wtedy podeszła do nich rozradowana tancerka, która chwiejąc się wymachiwała dwoma butelkami.

— A wy co tak siedzicie? Napijcie się! To nie gryzie. — Wcisnęła po trunku każdemu z nich i tanecznym krokiem odeszła.

Shea i Yakov nie skomentowali zachowania brunetki. W tym samym momencie odłożyli na ziemię szklane naczynia. Na kilometr było widać, że dziewczyna jest pijana, zresztą jak cała reszta towarzystwa.

Przy ognisku Zethar zarzucił ramię na Ivara.

— Wiesz co... Szuję jakbyśmy snali się od baaardzo dawna... — zaczął bełkotać.

— Ja też bracie... Nie spotkaliśmy się wczeszniej?

Usłyszawszy znajomą melodię zaczęli kołysać się niezdranie i razem śpiewać.

Koturin patrzył się na zachowanie dorosłych i nie rozumiał, jak można się tak spić z kompletnie obcymi osobami. Od dzieciństwa był bardzo podejrzliwy, więc nie ufał tym podróżnikom.

— To się dobrali... — burknął pod nosem.

— No... — przytaknął wilkołak. — Czy Zethar tak zawsze? Znaczy, skoro nie działają na niego trucizny i inne takie, to dlaczego alkohol jest wyjątkiem?

— Nie to, że nie działają — rzekł nastolatek, nie patrząc na rozmówcę. — Po prostu jego organizm niweluje jej działanie w bardzo krótkim czasie. Czuje jej efekty i w zależności od rodzaju oraz stężenia trucizny z czasem ją usuwa. A teraz, skoro ciągle uzupełnia paliwo...

Nagle brunet wstał i chwiejącym się krokiem podszedł do siwej klaczy, przywiązanej do wozu. Kołysząc się stanął przed nią i zaczął się jej przyglądać zafascynowanym wzrokiem.

— Ty, kurwa, jednorożec!

Ivar potykając się o własne nogi podszedł do człowieka i oparł się o jego ramię.

— Co ty pierdolisz! — rzekł po chwili wpatrywania się w konia. Ten stał spokojnie i parsknął. — Przecież to pegaz.

Zdziwiony Zethar spojrzał się na kolegę, po czym znów na klacz. Oboje się jej przyglądali, aż po chwili w milczeniu przekrzywili głowy. Białe zwierzę tylko machało ogonem.

— Ale czad! — wypalił w końcu blondyn. — Od kiedy zebry ciągną przyczepy?

Ivar podszedł bliżej i przytknął swoje czoło do głowy konia. Spojrzał w jego kaprawe oczy groźnym wzrokiem.

— Ty, kuńwiu — zaczął kompletnie pijany. — Tylko żebyś nie próbował nam tego wozu zapierdolić! Zrozumiano?!

Zethar wziął majaczącego wampira za ramię, aby wrócili na miejsce przy ognisku.

Shea przyłożył dłoń do twarzy. Nie mógł uwierzyć w zachowanie tej dwójki. Yakov natomiast ledwo powstrzymywał się od śmiechu, lecz czuł, że długo nie da rady tego w sobie dusić.

Ivar oraz brunet znów siedzieli i nieumiejętnie śpiewali. Nagle blondyn wcisnął butelkę Zetharowi, który na ten gest mocno się zdziwił.

— Od dziś już nie będę. Ja trzeźwieję, a wy pijcie. — Blondyn zaczął wstawać, lecz stracił równowagę i znowu usiadł na pieńku.

Człowiek zszokowany patrzył się to na alkohol, to na kolegę. Nagle chwycił go za głowę i siłą zaczął wlewać w niego płyn.

— Pij! Pij i nie pierdol, że jesteś pijany!

Wampir najpierw protestował, lecz chwilę później sam wziął butelkę w ręce i brał duże łyki.

— Zethar...— Odwrócił się w jego stronę ze łzami w oczach. — Mój bracie! Ty wiesz lepiej, co dla mnie dobre! — wstał i rozłożył ręce. Wzruszony brunet także wstał.

— Oczywiście Ivar! —  Zrobił ku niemu krok, aby go chwycić ramionami, lecz zbyt bardzo kręciło mu się w głowie i ostatecznie chwycił powietrze obok blondyna. Stracił równowagę i walnął o ziemię. Przyklejony twarzą do podłoża nie wstawał. Ivar chwiejąc się spojrzał na niego, po czym sam poczuł, że ma zawroty głowy. Po chwili również padł nieprzytomny.

Shea zmarszczył brwi. Coś mu się nie zgadzało. Zetharowi zdarzało się upić do nieprzytomności, lecz nigdy po tak krótkim czasie. Kiedy położył się koło niego Ivar, to podejrzenia wzbudziły się także u wilkołaka.

— Trochę to zajęło zanim tabletki nasenne zaczęły działać — powiedziała zmęczona kobieta, odgarniając włosy z twarzy. Jej głos sprawiał wrażenie jakby wcześniej w ogóle nic nie piła. Spojrzała pewnym siebie wzrokiem na dwie osoby będące przy lesie.

— Brać ich — rozkazała swoim podwładnym, którzy bez wahania ruszyli do ataku.

Rozkojarzony Yakov odruchowo kucnął, unikając kopnięcia. Nie miał chwili wytchnienia, bo z obu stron wymierzali w niego ciosy dwaj inni goście. Cofnął się i przywarł plecami do drzewa. Zaskoczony znów się zgiął, zasłaniając głowę. Usłyszał jak trzecia pięść głośno walnęła w pień. Spojrzał w górę, gdy przeciwnik masował obolałe knykcie.

— Może byś mi pomógł? — zapytał wkurzony Yakov.

— Nie chce mi się — odparł bezemocjonalnie Shea, siedzący wysoko na gałęzi drzewa.

Wilkołak nie mógł powiedzieć nic więcej, ponieważ musiał skupić się na walce. Podciął przeciwników, wytracając ich z równowagi, tym samym zyskując chwilę spokoju. Jednak nie na długo, gdyż zbóje szybko się podnieśli i bijatyka rozpoczęła się na nowo.

Shea przypatrywał się z góry z kpiącym uśmieszkiem. Nagle kątem oka dostrzegł coś czarnego, lecącego w jego stronę i w ostatniej chwili się uchylił. Obok niego rozległ się trzask. Bat trzymany przez kobietę wrócił do niej.

— Kotku, bądź tak miły i złaź na dół, jak ci pani każe — powiedziała prowokująco.

— Dzięki za propozycję, ale nie potrzebuję tresera. — Uniknął kolejnego ciosu, lecz bicz na końcu się zwinął i trafił go w nogę, powodując, że koturin stracił równowagę i kucając wylądował na ziemi.

— Grzeczny kotek... — mruknęła brunetka z uśmiechem. Podirytowany nastolatek przyjął postawę bojową.

Shea ruszył na przeciwniczkę i juz chciał wbić w nią pazury, gdy nagle wokół jego ręki zawinęła się plątanina skórzanych pasków. Uderzył z hukiem o ziemię.

— Oj, koteczku... Pani się nie drapie.

Coraz bardziej wkurzonemu koturinowi zaświeciły się oczy. Uwolnił się z węzła i zrobił skok w bok, aby zachować odległość od wroga.

Po chwili zaczął biec zygzakiem. Rozkojarzona kobieta nie mogąc ustalić jego pozycji zamachnęła się na ślepo biczem. Shea jakby na to czekał i zwinnie ominął jej atak. Już miał trafić przeciwniczkę pazurami, gdy ta w ostatniej chwili przesunęła się w bok, przez co bolesne szramy zamiast na szyi pojawiły się na jej ramieniu.

— Z tego co wiem, to stare szmaty się drze — rzekł, gdy zatrzymał się dwa metry za nią.
Kobieta złapała się za miejsce, z którego teraz leciała krew.

Obróciła się z furią w oczach. Shea natomiast był spokojny. Z kpiącym uśmieszkiem milczeniem prowokował kobietę do następnego ataku. Dla niego zabawa dopiero się rozpoczęła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rozdział 17

Właściciel gospody otworzył szerzej oczy. Zbladł i zaniemówił. Musiał się oprzeć o blat, bo poczuł jakby cały grunt usunął mu się spod nó...