Yakov wpatrywał się w ogień, przypominając sobie dzień, który zmienił jego życie.
— Urodziłem się w małej wiosce, niedaleko morza. Jej mieszkańcy w
większości byli wilkołakami. Pamiętam to nawet teraz. Pewnej nocy
obudziły mnie przerażające krzyki. Wszystko działo się tak szybko... —
Zamyślił się, a jego wzrok był nieobecny. — Gdy otworzyłem oczy wszędzie
w pokoju był dym. Wszytko otoczone było płomieniami, a zewsząd
napływało coraz bardziej gorące powietrze. — Splótł dłonie. — Miałem
wtedy może z sześć lat? W panice zeskoczyłem z łóżka i pobiegłem szukać
rodziców. Wybiegłem na rozpadający się korytarz i krzyczałem. Wtedy
usłyszałem wołanie ojca z drugiego końca domu. Pobiegłem w tamtym
kierunku, kaszląc od nadmiaru dymu. Nadal przed oczami to, co wtedy
ujrzałem. Moja mama była uwięziona w kącie, przez płomienie i wielkie
kłody drewna. Ojciec rozpaczliwie chciał ją uwolnić i nie zważając na
ból próbował przesunąć palące się deski gołymi rękami. — Zrobił przerwę,
gdy dokładnie cała sytuacja pojawiła się w jego głowie. Shea tylko
patrzył się na niego z pod na wpół zamkniętych powiek. — Wtedy moja
matka krzyknęła, na co ojciec mnie dostrzegł. Nad nami usłyszeliśmy
głośny trzask, a chwilę po tym leżałem na na podłodze. Sufit zawalił się
na mich rodziców, a tata w ostatniej chwili mnie popchnął, ratując przy
tym moje życie, a poświęcając swoje. Z sufitu leciały kolejne deski,
więc szybko wstałem i zacząłem uciekać. Przez dym nie mogłem oddychać, a
jasne płomienie skutecznie zagradzały mi drogę. Do tego dochodziły łzy,
które zasłaniały mi cały widok, lecz jakoś udało mi się uciec na dwór.
Chwilę po tym... cały dom się zawalił. Wiedziałem, że moi rodzice już
nie żyją, ale nadal stałem i patrzyłem się na płonące szczątki mojego
mieszkania.
Dopiero po chwili spostrzegłem, że nie tylko mój dom
obrócił się w proch. Gdzie się nie obejrzałem tam otaczał mnie ogień, a
pośród niego krzyczący ludzie. Nieliczni biegli przed siebie, uciekając
przed śmiercią. Pewnie stałbym tam dalej, gdyby nie nagły wybuch i
jakieś latające odłamki, które o mało mnie nie trafiły i zmusiły do
ucieczki. Biegłem za tymi, którzy się uratowali, czyli może za czterema
osobami, prosto w las, który na szczęście nie stanął w płomieniach.
Reszta zmieniła swoje formy i pobiegła jak najdalej. Ja jednak byłem za
mały, nie potrafiłem się jeszcze przemieniać. Stałem wryty za drzewami i
patrzyłem na tańczące języki ognia wokół drewnianych domów oraz wielkie
kłęby dymu, płynące wraz z wiatrem. Wszystko zdawało się być tak jasne
na tle nocy, a jednocześnie przerażające... — Jeszcze przez chwilę
wpatrywał się w ogień pustym wzrokiem, po czym mrugnął parę razy,
powracając myślami do rzeczywistości. Te wszystkie wspomnienia
najwyraźniej na dobre wypaliły się w jego głowie i chyba nigdy nie
znikną. Westchnął i kontynuował: — Po tygodniach włóczenia się bez
celu, wychudzony zostałem znaleziony przez małego krwiopijcę. Nie miałem
nic przeciwko byśmy się zaprzyjaźnili, bo nie miałem nikogo. Później
dowiedziałem się, jak wiele mamy wspólnego, głownie to, że oboje
zostaliśmy sierotami. On także stracił całą rodzinę. No... Prawie.
Przeżył tylko jego starszy brat — westchnął, krzywiąc się. — Podobno to
on doprowadził do zagłady całego rodu. — Zwrócił się ku Shei. —Jak
pewnie wiesz, wampiry nie są zbyt często spotykane, a już szczególnie
pełnokrwiste, dlatego morderstwo całej "szlacheckiej" rodziny odbiło się
niemałym echem po stolicy. Oficjalnie uznano to jako nieszczęśliwy
wypadek, spowodowany pożarem, lecz Ivar twierdzi co innego. Widział jak
jego własny brat pozbawia życia rodziców. Mimo przerażenia posłuchał
matki, która ostatnimi siłami, ze łzami w oczach, dławiąc się krwią,
wyszeptała, aby uciekał. Później, jak się spotkaliśmy, okazało się, że
jesteśmy prawie rówieśnikami i zaprzyjaźniliśmy się. — Uśmiechnął się na
to wspomnienie. — Teraz w sumie nie mam nic do roboty, dlatego pomagam
mu odnaleźć brata i dowiedzieć się, dlaczego to wszytko zrobił. Chociaż
osobiście myślę, że Ivar po prostu chce się zemścić, lecz nie chce
otwarcie się do tego przyznać.
Koturin nic nie mówił, tylko wpatrywał się w gwiazdy. Mimo wszystko musiał przyznać, że nie spodziewał się takiej odpowiedzi.
— No, ale... Nie ma się co użalać nad tym co było — skomentował
Yakov, wstając i rozciągając plecy. — Tak w ogóle, to co z nimi robimy?
— Z kim? Śpiącymi księżniczkami, czy cyrkowcami od siedmiu boleści?
— Najpierw to drugie.
— To nie wiem. — Shea wzruszył ramionami. — Zaproponowałbym pozbycie
się ich na dobre, ale pewnie byś się nie zgodził, więc może związać i po
prostu zostawić?
Wilkołak uśmiechnął się i podszedł do jednego z nieprzytomnych
mężczyzn. Zaczął przeszukiwać mu kieszenie, aż w końcu znalazł to, czego
szukał.
— Co robisz?
— A... tylko nafaszeruję ich tym samym prochem, co nam chcieli wcisnąć. Mniej roboty.
Shea nieświadomie kiwnął głową. Na to rozwiązanie nie wpadł. Oboje
zaczęli podawać obcym środki nasenne, z tą różnicą, że Yakov dawał im
określoną dawkę, natomiast nastolatek wpychał im do ust taką ilość, ile
akurat się sypnęło.
— To teraz zostali ci dwaj. — Odwrócili się w kierunku Ivara i Zethara.
— Budzimy ich jakoś? —zapytał wilkołak.
Shei na usta wkradł się wredny uśmiech. Podszedł na chwilę do leżącej
kobiety i wziął jej bat. Trzymając go z powrotem stanął koło kolegi i
patrzył się na śpiących z twarzą demona. Jak oni śmieli nachlać się i
pójść spać, podczas gdy oni musieli wszystko ogarniać?
— Ej! Shea, to zbyt brutalne! — Yakov złapał go za łokieć, gdy ten
zaczął iść w ich kierunku. Nastolatek tylko się na niego krzywo spojrzał
i wydał dźwięk niezadowolenia. Wyrwał rękę i usiadł przy ognisku,
oglądając bicz. Był wyjątkowo dobrze zrobiony i mocny.
Yakov ziewnął ze zmęczenia. Najwyraźniej walka go wykończyła.
— Dobra, to ja się może zdrzemnę. — Podszedł do ogniska i położył się na ziemi.
Po pewnym czasie Shea słyszał jego regularny oddech. Spojrzał się na
niego. Może też pójdzie spać? Ale przed tym chciał jeszcze coś zrobić.
Brunet nadal był w szoku. Nieznajomy wyglądał jak mały
piętnastolatek. Na pierwszy rzut oka z delikatnym uśmiechem wyglądał
niewinnie. Jednak gdy natrafiło się na szaro - brązowe oczy można było
wyczuć, że nie ma się do czynienia ze zwyczajnym nastolatkiem.
— Kim jesteś? —zapytał chłopiec.
— Ja... — zawahał się Zethar. —Nie wiem...
W oczach nieznajomego zaświeciły się iskierki zainteresowania.
— Jak się tu dostałeś?
— Nie... — zaczął się zastanawiać. — Nie pamiętam. — Przejechał wzrokiem po dziwnych, fioletowych drzewach bez liści i pomarańczowym niebie. — Ale z tego co widzę jest tutaj interesująco — skomentował z dziwnym spokojem.
Chłopiec zaczął się śmiać.
— Chcesz ze mną zagrać? — zapytał nadal rozbawiony.
— Pewnie i tak nie mam wyboru... — Spojrzał podejrzliwym wzrokiem na nieznajomego.
— Ha ha! Widzę, że szybko łapiesz sytuację. — Uśmiechnął się niewinnie. Położył rękę na ramieniu bruneta i w mgnieniu oka zniknęli w płomieniach.
W czasach, gdy wszystkie rasy żyły w pokoju, cztery osoby musiały uciekać z miasta, przez najgłupszy incydent, o jakim każdy z was mógł pomyśleć. Obojętny wampir, wiecznie głodny wilkołak, młody i zbuntowany koturin oraz nieśmiertelny człowiek, czyli czysta mieszanka wybuchowa. Co z tego niemożliwego połączenia wyniknie? Kłopoty? To na pewno. Ich przygoda właśnie się rozpoczęła.
czwartek, 31 maja 2018
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Rozdział 17
Właściciel gospody otworzył szerzej oczy. Zbladł i zaniemówił. Musiał się oprzeć o blat, bo poczuł jakby cały grunt usunął mu się spod nó...
-
Yakov wpatrywał się w ogień, przypominając sobie dzień, który zmienił jego życie. — Urodziłem się w małej wiosce, niedaleko morza. Jej mi...
-
Instynkt, zaszczepiony gdy był małym dzieckiem, krzyczał, by zabić podejrzanych mężczyzn, jak to robił kiedyś, gdy coś poszło nie po jego...
-
— Chcę ją zobaczyć! — zażądał młody chłopiec. — Pozwólcie mi spotkać się z moją siostrą! Shea ciskał piorunami z nienaturalnie jarzącyc...
Cześć!
OdpowiedzUsuńKsięga Baśni ma przyjemność zaprosić Cię do udziału w wakacyjnych konkursach. Do wygrania atrakcyjne nagrody literackie z wielu gatunków — każdy znajdzie coś dla siebie. Zachęcamy do świętowania z nami wakacji.
Link do posta konkursowego
Księga Baśni
PS. Wybacz publikację komentarza pod rozdziałem, ale nie masz zakładki z linkami.
Kurcze... wciąga to, dobrze prowadzisz narrację.
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie tylko skąd się wzięło tyle wilkołaków w jednym miejscu? Tworzyli społeczności jak ludzie czy zostali do tego zmuszeni?