Właściciel gospody
otworzył szerzej oczy. Zbladł i zaniemówił. Musiał się oprzeć o blat, bo
poczuł jakby cały grunt usunął mu się spod nóg.
— Morry?...
— Moja córeczka... — wyszeptał w amoku. — Ja ich zabiję! Wytępię ich wszystkich!!! Co do nogi! — zaczął wrzeszczeć.
— O co chodzi? — zapytał głośno Zethar, schodząc po schodach.
— Phi! Ten zawsze się wtrąca, jak wyczuje jakąś akcję — skomentował cicho Shea.
— To nie jest sprawa przejezdnych — zaprotestował mieszkaniec wsi.
— Czekaj! Może nam
pomogą — uspokoił go gospodarz, po czym zwrócił się ku gościom. — Sami
już sobie z tym nie radzimy. Może moglibyście nam pomóc?
— Z "tym", to znaczy z
czym? Wyjaśnij wszystko od początku. Co się tu dzieje? — Nieśmiertelny
usiadł przy barku i nie spuszczał wzroku z karczmarza.
Mężczyzna westchnął i także usiadł.
— Od dawien dawna, nasza wioska przyjaźniła się z pobliską rasą - wilkołakami.
Na te słowa oczy Yakova
zabłysły. Był zdziwiony, lecz nie dawał tego po sobie poznać. Czy to
możliwe, że to ktoś z jego krewnych? Chociaż to mało prawdopodobne, ale w
końcu cześć osób uciekła do lasu, gdy wioska zaczęła płonąć. Do jego
głowy zaczęły napływać miliony myśli.
— Nasze relacje zaczęły
się psuć wraz z wybuchem wojny. Ze stolicy doszło do nas pismo, w którym
gwardziści rozkazali dostarczać więcej drewna. Byliśmy zmuszeni
zwiększyć wycinkę drzew, więc gdy na naszym terenie już ich zabrakło,
zaczęliśmy je brać z terenu wilkołaków. Wtedy chyba nie zwracali na to
uwagi, bo wiadomo, wojna między rasami znaczy wile walk w tym samym
czasie — opowiadał ze smutkiem karczmarz. — Gdy wreszcie nastał pokój,
nasze ziemie przerobiliśmy na pola uprawne, ale nadal musieliśmy brać
skądś drewno. Teraz nasi sąsiedzi są na nas źli i oskarżają nas o
zniszczenie ich terytorium, co jest zerwaniem wieloletniego pokoju. —
Załamany schował głowę w dłonie. — Napadają na nas po zmroku, niszcząc
tartaki, składnice z drewnem, opuszczone budynki, a teraz jeszcze
porwali moją córkę...
— Czyli prowadzą nocny tryb życia... — stwierdził pod nosem Zethar.
— Odpieraliśmy jakoś ich ataki, ale ostatnio stają się coraz bardziej agresywni — poinformował wieśniak.
— Próbowaliście jakoś się z nimi porozumieć?
— Mieliśmy taki pomysł,
ale nie chcą z nią rozmawiać, a my już straciliśmy cierpliwość. — Morry
zacisnął ręce w pięści. — Chcą wojny? To będą ją mieli.
— Spokojnie, nie działajmy pochopnie — wtrącił się Yakov. — Może nam uda się z nimi spotkać i znaleźć pokojowe rozwiązanie?
— Jeśliby wam się udało, to byłoby cudownie — Zrozpaczony Morry podniósł swoje oczy. — Ale błagam was, odzyskajcie moją córkę.
— My zaraz ruszymy z wami i ją przyprowadzimy — odezwał się mieszkaniec wioski.
— Nie — rzekł stanowczo
Zethar i spojrzał na mężczyznę. — Gdybyśmy poszli większą grupą z
pochodniami do lasu, to mogli by to uznać za atak. Sami się tym zajmiemy
i przyprowadzimy dziewczynkę. Weźmiemy tylko parę rzeczy z góry —
oznajmił, wstając.
— Dziękuję — wyszeptał ojciec porwanego dziecka.
— Przyznaj się — zaczął Shea do Zethara, wyjmując z plecaka dodatkowe noże. — Zgodziłeś się tylko dlatego, że wydaje ci się to wszystko interesujące.
— Masz mnie za aż tak
bezdusznego? — Brunet udał oburzenie. — Fakt, nigdy nie widziałem stada
wilkołaków i jestem ciekawy paru... nastu rzeczy na ich temat, ale nie
tylko dlatego zgodziłem się pomóc. Nic bym do tej całej kłótni nie miał,
ani się do niej nie wtrącał, gdyby i sołtys, i przywódca stada
prowadzili konflikt tylko między sobą, a nie wciągali w to dzieci i
osoby, które nic nie zrobiły. Dlatego potraktuję tę sprawę poważnie —
zakończył, zmieniając ton głosu. — Shea, będziesz przynętą. Twój zapach
będzie ich najbardziej irytował, więc jak tylko się pojawią, to masz
zawrócić. Nie chcę zbędnych walk — rzekł, po czym zwrócił się ku
wilkołakowi. — Ty pójdziesz ze mną. Możliwe, że twoje zdanie i obecność
bardzo się przydadzą. Natomiast Ivar, lepiej żebyś tutaj został. Nie
myśl, że nie zauważyłem, że ostatnio zbladłeś, jakby twoja skóra nie
była już wcześniej biała... Poza tym wasze rasy uważają się za
naturalnych wrogów, więc lepiej żebyś nie szedł. Jakieś wątpliwości?
Wszyscy spojrzeli się na
Zethara z zaskoczeniem, ale jednocześnie z podziwem. Sami nie ułożyliby
planu tak szybko. W dodatku mówił wszystko z taką pewnością siebie,
jakby dowodzenie miał we krwi.
— Proszę Państwa: król
Zethar pierwszy! — skomentował Shea. Brunet spojrzał się na niego
wzrokiem, mówiącym, aby go nie denerwował. Koturin zdziwił się na taką
reakcję, ale nic już więcej nie powiedział.
— Idziemy — oznajmił nieśmiertelny tonem, który nie przyjmował sprzeciwów.
Po pięciu minutach Shea przemieszczał się samotnie po drzewach.
— Phi! Jak on śmie robić ze mnie wabik na te bezpańskie psy — mamrotał pod nosem, lądując na jednej z gałęzi.
Ciemność już dawno
pochłonęła cały las. Wśród trawy latały malutkie świetliki, niedaleko
których grały świerszcze. Co jakiś czas nocny wiatr ruszał liśćmi,
powodując niespokojny szum.
Mimo otaczającej czerni,
nastolatek wszystko widział. Kontury każdej gałęzi były jakby białymi
kreskami, a wszystkie drzewa w odcieniach szarości.
— No i gdzie te kundle... — Zaczął się rozglądać.
Nagle z odległości około stu metrów usłyszał szelest. Uśmiechnął się zwycięsko i zaczął biec z powrotem w stronę wioski.
Zethar szedł spokojnie, z
rękami w kieszeniach, wgłąb lasu. Obok niego był Yakov, który mimo
późnej pory wszystko doskonale dostrzegał. Brunet spojrzał się na
wilkołaka. Gdyby nie jego białe włosy, w ogóle by go nie widział.
— Czemu ja nie mam jakiś fajnych oczu... — stwierdził zazdrosny.
Nagle usłyszeli jak ktoś przemknął koronami drzew. Od razu wiedzieli, że to Shea, co by oznaczało, że ich plan się powiódł.
— Idą — rzekł nerwowo Yakov. Oboje przystanęli.
Po chwili rozległ się
głośny szelest, a zaraz po nim warkot. Pośród ciemności pojawiły się
trzy pary dziko świecących oczu. Zarówno wilkołak jak i Zethar byli
zaskoczeni tym, co widzą.
Przed nimi zatrzymały
się trzy kreatury. Mimo lekkiego garbu, miały po dwa metry wzrostu i nie
przypominały ani typowych wilków, ani zwykłych ludzi, a raczej ich
połączenie. Ręce z długimi pazurami były lekko zgięte, a mimo to
opuszczone sięgały do kolan. Nogi podobne były do silnie umięśnionych
łap. Twarze były wydłużone, na kształt psich pysków, z wystawionymi
ostrzegawcze kłami. Oczy z rozszerzonymi źrenicami przypominały bardziej
zwierzęce niż ludzkie. Wilcze uszy miały zwrócone po sobie. Ciało
kreatur były masywne, a najwięcej włosów, które były w formie grzywy,
rosło na grzbiecie.
Dla osoby, która nigdy w
życiu nie wiedziała wilkołaka po przemianie, ten widok wzbudzał by
strach, bowiem stworzenia wydawały się żywcem wyjęte z koszmarów.